Jeśli różnica między żniwami styczniem-majem jest niższa niż 50 zł to gorzej wyjdzie się na przechowywaniu niż na sprzedaży prosto z pola.
Dla przykładu: w żniwa sprzedałem przyczepkę pszenicy bo nie miałem gdzie jej podziać - nasypane równiuteńko z burtami i było 5,1 tony, wilgotność 13,8%. 2 tyg temu nasypałem przyczepkę pszenicy z tego samego kawałka, była nasypana prawie identycznie i już było na niej tylko 4,88t (wilgotności o tej porze u nas nikt nie mierzy, skup ten sam, ta sama waga). Na 10 takich statkach mamy ponad 2 tony w plecy + koszt rozładunku i załadunku.. W tym roku spoko, bo różnica między żniwami a styczniem to u mnie jakieś 280zł na tonie i mamy Eldorado, ale gdyby było 50zł to oprócz dwukrotnego jedzenia kurzu, zajętego miejsca w hali i sobotnio-popołudniowych rozrywek (nie wspominając o inflacji którą też powinno się uwzględnić!!) zostałoby może na małe piwo w dużym kuflu
Parę lat temu gość z mojej wioski wyskoczył ze żniwami z tydzień szybciej niż wszyscy. Nie dość, że ukosił mokrego, to jeszcze sprzedał (tak, ktoś to kupił :D) od razu po 750zł/tonę, 2 tyg później było już 700, a od września do czerwca utrzymywała się cena 650-680