torpedo

Members
  • Ilość treści

    106
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez torpedo

  1. Wzięli kredyt na budowę autostrady. Na spłatę odsetek od tego kredytu też wzięli kredyt. A wszystko poręczył Skarb Państwa! wtorek, 14.11.2017 r. foto: Polimerek (Wikipedia / CC by SA 3.0) Jak to się stało, że obsługa około 250 km płatnych autostrad kosztuje państwo polskie ponad miliard złotych rocznie? Przecież za tę kwotę można by co sezon budować po kilkadziesiąt km nowych autostrad i dróg szybkiego ruchu. No cóż - tak się dzieje, gdy prywatna spółka z rządową koncesją na autostradę bierze gigantyczny kredyt nie tylko na jej budowę, ale również na spłatę odsetek od tego kredytu, a następnie żąda gigantycznych opłat za "utrzymanie dostępności" (generując dla siebie po pół miliona zł zysku dziennie). Astronomiczne koszty nie powinny nas w takich okolicznościach szokować. Historia autostrady A1 zaczyna się na dobre w 1997 roku. Wówczas to spółka Gdańsk Transport Company (GTC) dostała od rządu Marka Belki (SLD) koncesję na budowę i eksploatację północnego odcinka autostrady. Chodziło o ok. 90 kilometrowy odcinek z Gdańska do Grudziądza. Problem w tym, że GTC - pomimo iż otrzymała koncesję - nie miała własnych pieniędzy, aby ten odcinek wybudować. Zaczęło się pilne poszukiwanie banku, który byłby skłonny tę inwestycję sfinansować. I tu pojawił się kolejny problem. Aby umowa o kredyt na budowę autostrady mogła być uruchomiona, jego spłatę musiało poręczyć... państwo polskie! Ostatecznie kredytu na budowę północnego odcinka autostrady A1 (ok. 90 km) w łącznej wysokości 768 mln euro udzieliło spółce GTC konsorcjum Europejskiego Banku Inwestycyjnego, Nordic Investment Bank oraz AB Svensk Exportkredit. Warunkiem koniecznym uruchomienia kredytu było jego poręczenie przez polski rząd. Ale to nie koniec niespodzianek - w umowie kredytowej postanowiono, że spłata kredytu (kapitału) rozpocznie się dopiero po kilku latach od jego udzielenia. W ten sposób zadłużenie z tytułu kredytu na budowę autostrady rosło w początkowym okresie o ćwierć miliarda złotych rocznie!W styczniu 2007 minister transportu w pierwszym rządzie PiS - Jerzy Polaczek - zadecydował o unieważnieniu koncesji GTC na budowę kolejnego odcinka A1 (62 km z Grudziądza do Torunia), argumentując, że tańsze będzie wybudowanie go przez GDDKiA. GTC odwołało się od tej decyzji i wygrało rozprawę w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym w Warszawie. W między czasie zmieniła się władza (jesienią 2007 roku wybory wygrywa Platforma Obywatelska). W konsekwencji nowy rząd Tuska powrócił do negocjacji z GTC w zakresie budowy wspomnianego odcinka.W połowie 2008 roku ówczesny minister infrastruktury Cezary Grabarczyk zdecydował, że to GTC wybuduje kolejny fragment A1. Co robi GTC na wieść o decyzji Grabarczyka - znowu zaczyna szukać kredytów w bankach! - "Zamierzamy zaciągnąć kredyty na łączną kwotę około 1,1 mld euro" - stwierdziła pytana przez dziennikarzy rzecznik prasowa GTC Ewa Łydkowska. Co ciekawe - koszty budowy A1 z Grudziądza do Torunia ustalono na 925 mln euro (z czego 55 mln euro mieli pokryć udziałowcy GTC). Dlaczego zatem spółka chciała zaciągnąć kredyt, który o blisko 250 mln euro przewyższał koszt budowy? Okazało się, że ta dodatkowa kwota miała pokryć koszty odsetek, które trzeba będzie płacić podczas budowy drogi, jak również inne "koszty administracyjne". Oczywiście za wszystko poręczył Skarb Państwa (decyzją rządu Donalda Tuska). Budowa autostrad w Polsce w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego to temat na grubą książkę. Mam nadzieję, że doczekamy kiedyś dnia upublicznienia tajnych umów, jakie rządy SLD i PO zawierały z GTC. Jestem ciekawy dlaczego koszt obsługi tych dróg musi pochłaniać aż tyle publicznych pieniędzy. Źródło: Minister Polaczek wygasił koncesję na autostradę A1 (Gazeta.pl) Źródło: Gdzie trafiają zyski z autostrady A1. I co wspólnego ma z tym Johannesburg(Wyborcza.pl) Źródło: Amber One. Autostrada A1 to dla jej właściciela prawdziwa żyła złota(Wyborcza.pl) Źródło: GTC chce wielkich gwarancji na autostradę (Domiporta.pl) Źródło: Ponad miliard złotych dopłat do prywatnych dróg w Polsce (Wyborcza.pl)
  2. Ależ błysnąłeś. Nie porównuj usiłowania gwałtu albo pobicia z udaremnioną próbą oszustwa, cwaniaczku, bo tutaj nie da się postawić znaku równości. Nie mam teraz czasu na takie czcze dyskusje, idę siać pszenżyto po QQ.
  3. próba wyłudzenia to art. 13 § 1 KK w zw. z art. 286 § 1 KK Art. 13. § 1. Odpowiada za usiłowanie, kto w zamiarze popełnienia czynu zabronionego swoim zachowaniem bezpośrednio zmierza do jego dokonania, które jednak nie następuje.Art. 286. § 1. Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania,podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.§ 2. Tej samej karze podlega, kto żąda korzyści majątkowej w zamian za zwrot bezprawnie zabranej rzeczy.§ 3. W wypadku mniejszej wagi, sprawcapodlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.§ 4. Jeżeli czyn określony w § 1-3 popełniono na szkodę osoby najbliższej, ściganie następuje na wniosek pokrzywdzonego Jesteś niedouczony. Pamiętaj, że niektóre zachowania i zabiegi oszukańcze mogą zostać uznane za usiłowanie. Kara i konsekwencje usiłowania oszustwa i dokonania są takie same. Tak po chłopsku: nawet jeśli się "nie udało" bo ktoś w porę się skapnął, to odpowiedzialność jest taka sama jak w przypadku oszustw "udanych".
  4. Jaja jak berety!: Dług Bytomia w 2006 r. wynosił 10,5 mln zł. Potem władzę przejęli ludzie z PO i zadłużyli miasto na 279 mln zł! wpis z dnia 6/11/2017 Prawie 600 urzędników bytomskiego magistratu nie otrzyma w grudniu pensji. To efekt braku pieniędzy w kasie miasta spowodowanego gigantycznymi kosztami obsługi zadłużenia. Warto przypomnieć, że w 2006 roku zadłużenie Bytomia wynosiło 10,5 mln zł. Potem wybory w mieście wygrała ekipa Platformy Obywatelskiej i zaczął się prawdziwy festiwal zadłużania. Władze miasta pozaciągały nowych kredytów i pożyczek oraz wyemitowały obligacje na łączną kwotę prawie 279 mln zł. W efekcie dzisiaj nie ma pieniędzy na wypłaty dla urzędników, bo większość kasy idzie na spłatę długów. Całość tutaj: http://niewygodne.info.pl/artykul8/04095-Dlug-Bytomia-po-przejeciu-wladzy-przez-PO.htm Jeszcze dwa ciekawe artykuliki: http://niewygodne.info.pl/artykul8/04097-Skandaliczny-wyrok-ws-gigantycznego-przekretu.htm 1,5 roku w zawieszeniu za wyłudzanie 341 mln zł! Tak, proszę Państwa, to Sąd Apelacyjny w Warszawie poniedziałek, 6.11.2017 r. foto: Krzysztof Wojciewski (ms.gov.pl) 18-letni chłopak, który na drukarce atramentowej wyprodukował kilkanaście sztuk 20-złotówek dostał 3 lata bezwzględnej odsiadki w pace. Pięciu biznesmenów-cwaniaków (wśród nich był także radca prawny), którzy metodą "na reaktywowaną przedwojenną spółkę" próbowali dokonać mega-szwindla i wyłudzić od Skarbu Państwa odszkodowanie w wysokości 341 milionów złotych, dostali od 1,5 do 2 lat więzienia... w ZAWIESZENIU! Czasami totalnie nie rozumiem decyzji polskiego wymiaru sprawiedliwości. Ta sprawa się do tego kwalifikuje. http://niewygodne.info.pl/artykul8/04096-Kto-wyjasni-fenomen-okladek-Newsweeka.htm Kto wyjaśni fenomen okładek Newsweeka? Dlaczego ich wydźwięk tak często jest antypolski? poniedziałek, 6.11.2017 r.
  5. Zakaz handlu w niedzielę obowiązuje w wielu krajach europejskich i jakoś się do tego przyzwyczaili. Nie widzę przeciwwskazań, żeby i w Polsce było coś takiego wprowadzone. Można tylko uwzględnić jakieś furtki, typu sezon taki czy śmaki, okresy przedświąteczne itp. Ale takie wyjątki powinny być obwarowane odpowiednimi przepisami, typu podwójna stawka godzinowa, czy limit godzin pracy w dzień ustawowo wolny.
  6. Samo transferownie było już jak najbardziej legalne. Ale sprzedaż majątku narodowego za grosze chyba taka już nie była. Ba, większości z tych firm nie należało sprzedawać w ogóle. Zresztą, za dużo by tu pisać, niech za komentarz posłużą dwa cytaty: Tusk w 1993 r.: "Polskie przedsiębiorstwa są mało albo nic nie warte. Dlatego są i będą tanio sprzedawane" http://niewygodne.info.pl/artykul8/03723-Tusk--Polskie-przedsiebiorstwa-sa-nic-nie-warte.htm "Przed skutkami takiej polityki prywatyzacyjnej przestrzegał Polaków jeszcze w 1990 r. prof. Milton Friedman, amerykański ekonomista, laureat Nagrody Nobla. Apelował, abyśmy nie popełniali błędu w postaci sprzedaży polskich firm cudzoziemcom, bo sprzedamy je niemal za nic i nic na tym nie zyskamy. – Pamiętajcie jedno: cudzoziemcy nie będą inwestować w Polsce po to, by pomóc Polsce, ale po to, by pomóc sobie mówił Friedman w wywiadzie dla Res Publiki ." Jeszcze coś Ci trzeba wyjaśniać?
  7. Hasło "Wybierzmy przyszłość" wciąż wałkowane. Chodzi o to, żeby wszyscy Polacy mieli świadomość komu zawdzięczamy rozgrabież majątku narodowego, żeby winni już nigdy nie wygrali żadnych wyborów. Niech życie sobie za***prza, ale o tak ważnych sprawach nie wolno zapominać. A nie wydaje Ci się, że gdyby np. takie stocznie normalnie funkcjonowały, to zaplecze badawczo-rozwojowe niejako samo by się znalazło? Zycie by to wymusiło. Na polskich uczelniach technicznych też pracują łebscy goście. Pewnie słyszałeś o niedawno zmarłym Jacku Karpińskim? Cytuję: To miała być utopia Zaprojektował K-202. To mała skrzynka z pokrętłami i klawiszami, podłączona do ekranu. Pierwszy na świecie komputer personalny! Bo przecież pecet powstał dekadę później. Ale co z tego. W tamtym czasach o tym, czy ktoś wynalazł coś przełomowego czy nie, decydowały komisje i kolektyw. Karpiński musiał przedstawić swoje projekty komisji przy zakładach Zjednoczenia Mera. Komisja uznała, że nie ma takiej technologii, która pozwoli w walizce zamknąć coś, co jest tysiąc razy lepsze od gigantycznych szaf zwanych komputerami. K-202 został uznany za utopię. - Nie chciano dopuścić do realizacji mojego projektu, bo Polska mogła być krajem, gdzie uprawia się kartofle i buraki, a nie tworzy minikomputery - mówił Karpiński. Dlaczego nie uciekł z kraju, nie zabrał swych pomysłów na Zachód, gdzie na takich jak on, odrzuconych geniuszy, czekały uczelnie, instytuty, przemysł? - Chciałem pracować i produkować w moim kraju.Wstawił się za nim red. Stefan Bratkowski. Za dobry, za tani, za szybki Partia dała zielone światło: Karpiński może działać. Powstał ciekawy jak na owe czasy układ. - Zakłady Mera podpisały umowę z brytyjskimi partnerami. Anglicy dawali dewizy, my: miejsce i ludzi do produkcji - wspominał polski wynalazca. - Byłem szczęśliwy. Stworzył własny zespół młodych, wybitnych zapaleńców. Pracował po kilkanaście godzin na dobę. I stworzył to, o co chodziło: komputer, który można było schować do pudełka po butach. Jeden z egzemplarzy K-202 stoi w warszawskim Muzeum Techniki. - Wiem, teraz to już złom - wspominał konstruktor. - Ale wtedy był lepszy od pierwszego peceta, który powstał 10 lat później. Karpiński z błyskiem w oku przedstawia K-202: - Pracował z szybkością miliona operacji na sekundę. Teraz mój system adresowania pamięci stosuje 90 proc. komputerów na świecie. Nic z tego nie mam, poza satysfakcją dodawał. K-202 mógł być łączony z kamerą, obrabiarką, drukarką, dalekopisem, radarem. Mógł też służyć do prac biurowych i obliczeń inżynierskich. To był przełom w konstrukcji komputerów. Karpiński kierował w Warszawie zakładem produkującym K-202. Pierwsze egzemplarze K-202 sprawdzały się w praktyce: m.in. w hucie, w rozdzielni energii, w szpitalu, na statku wojennym. - Cieszyłem się, że zrobiłem coś, co będzie wkładem w postęp Polski i świata. Tymczasem dla władców Polski Ludowej K-202 był za dobry, za tani, za szybki. Czytaj więcej: http://www.gazetalubuska.pl/polska-i-swiat/art/7836535,zmarl-jacek-karpinski-tworca-pierwszego-polskiego-komputera,id,t.html
  8. Ty za to jesteś ostry jak brzytwa! Poza tym jesteś chamskim baranem z klapkami na oczach. Jasne, że w biznesie chodzi o zysk, ale ktoś to eldorado organizował, i winni powinni zapieprzać w kamieniołomach z kulą u nogi do końca życia za te przekręty. No sorry, ale za 80 zł Zakłady Papiernicze w Kostrzynie też wtedy chętnie bym kupił. W większości te "zakupy" zwracały się z nawiązką z zysku przejmowanej firmy, jak nie rocznego, to kilkuletniego. A często było i tak, że przejmowana firma miała więcej gotówki na kontach i należności, niż za nią zapłacono. "Chwal sie ile miesc pracy uratowales ?haahaaaaaa" Ale przygłup! Czytać nie umiesz? Masz czarno na białym: Skandalicznie prowadzona prywatyzacja przyniosła Polakom upadek całych gałęzi przemysłu, gigantyczne bezrobocie, spadek poziomu życia. W roku 1990 stopa bezrobocia w Polsce wynosiła 6,5 proc., a bez pracy było 1,1 mln Polaków. Rok później ten wskaźnik wzrósł do 12,2 proc. (2,1 mln), a w 1994 16,4 proc. (2,9 mln). W pierwszych latach prywatyzacji mieliśmy także do czynienia z drastycznym spadkiem PKB w 1994 r. był on niższy o kilkadziesiąt procent niż w 1989 roku.
  9. Dawaj jakiś przykład. Konkrety, a nie slogany. Która firma obłowiona na polskim majątku narodowym dołożyła do interesu choć 1 euro ze swoich? Wymiany handlowej w to nie mieszaj. A może ten artykuł Ci pomoże w przemyśleniach: Od Mazowieckiego do Tuska – niszczenie Polski po 1989 roku Historia wyprzedaży polskiego majątku narodowego Od 1990 do końca ubiegłego roku, jak informuje w oficjalnym raporcie Ministerstwo Skarbu Państwa, przekształceniami własnościowymi objęto 5 tys. 992 państwowe przedsiębiorstwa. Gdy prywatyzacja startowała, państwo było właścicielem około 8,5 tys. zakładów. Pierwszym akordem skoku na majątek wypracowany przez kilka pokoleń Polaków było uwłaszczenie się komunistycznej nomenklatury. Skala tego złodziejstwa była ogromna w latach 1988-1989 powstało około 12 tys. spółek, które na bazie państwowego majątku zakładali dyrektorzy zakładów przy współudziale członków rodzin, urzędników i działaczy partyjnych. To ze spółek nomenklaturowych wyrosły fortuny ludzi, spośród których wielu jest dziś obecnych na listach najbogatszych. Inną formą wysysania aktywów z państwowych firm były przedsięwzięcia typu joint venture, w które zaangażowały się firmy zagraniczne lub polonijne zakładane często przez komunistyczne służby specjalne. Balcerowicz wzywa do wyprzedaży Wyprzedaż za bezcen majątku narodowego była bardzo istotnym elementem programu Leszka Balcerowicza. Wicepremier minister finansów w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, a potem Jana Krzysztofa Bieleckiego i Jerzego Buzka ochoczo wdrażał w Polsce pomysły amerykańskiego spekulanta George´a Sorosa i ekonomisty Jeffreya Sachsa oraz Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku światowego: połączenia finansowej terapii szokowej z wyprzedażą firm państwowych. Balcerowicz naciskał na szybką prywatyzację, osoby krytykujące wyprzedaż majątku, pokazujące oszustwa, patologie przy prywatyzacji nazywał demagogami, populistami, szkodnikami itp. Pierwszy minister przekształceń własnościowych Waldemar Kuczyński (Unia Wolności) co prawda szybko odszedł, bo wraz z premierem Tadeuszem Mazowieckim (grudzień 1990), ale przygotował przedpole dla swojego następcy Janusza Lewandowskiego (KLD, potem UW, teraz PO) ministra w rządzie Jana Krzysztofa Bieleckiego (1991) i Hanny Suchockiej (1992-1993). To Lewandowski stał się znakiem firmowym prywatyzacji, zarzucano mu potem wielokrotnie łamanie prawa przy przekształceniach własnościowych, zaniżanie wartości sprzedawanych zakładów. Do sądu trafiła sprawa prywatyzacji dwóch krakowskich spółek: Techmy i KrakChemii, ale po wielu latach i kilku procesach obecnego eurodeputowanego PO uniewinniono. Premier Jan K. Bielecki i inni politycy KLD nie kryli swojej dewizy, że pierwszy milion trzeba ukraść , uważali, iż to po prostu koszt transformacji. Nic więc dziwnego, że byli przez Polaków nazywani nie liberałami, a aferałami. A hasło KLD z kampanii wyborczej w 1993 r. Milion nowych miejsc pracy przerobiono na Milion nowych afer . Oddam zakład za półdarmo W lipcu 1990 r. parlament przyjął ustawę o prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych, otwierając drogę także sprzedaży majątku narodowego w obce ręce. Inwestorzy domagali się, aby przy procesie prywatyzacji pracowały firmy doradcze, ale takich w pierwszych latach transformacji w Polsce nie było więc wynajmowano zagraniczne, które kazały sobie słono płacić za usługi. Ekonomista dr Ryszard ślązak wyliczył, że np. w 1994 r. wynagrodzenie dla doradców sięgnęło prawie 7 proc. wpływów z prywatyzacji. Zdarzało się też nieraz, że więcej zapłacono doradcy, niż uzyskano ze sprzedaży. Skrajnym przykładem są Zakłady Papiernicze w Kostrzynie nad Odrą, które sprzedano za 80 zł (!), a za doradztwo ministerstwo dostało fakturę na ponad 80 tys. dolarów. Ten przykład pokazuje inną poważną patologię: powszechną praktyką było zaniżanie wartości sprzedawanego przedsiębiorstwa. Obowiązywała propaganda, że firma jest warta tyle, ile inwestor jest gotów za nią zapłacić . Urzędnicy celowo np. zaniżali wartość gruntów lub całkowicie pomijali je przy wycenie. Dlatego bardzo nowoczesne zakłady celulozowe w Kwidzynie, produkujące np. ponad połowę papieru gazetowego w Polsce, sprzedano za 120 mln dolarów to niewiele, bo gdyby amerykański inwestor chciał zbudować taki zakład w szczerym polu, musiałby wydać zapewne dużo więcej niż 500 mln dolarów. Z kolei Elektrownia Połaniec, o mocy 1800 MW, została sprzedana przez ministra Emila Wąsacza z AWS Belgom z Electrabela w dwóch transzach (2000-2003) za blisko 250 mln dolarów. Tymczasem na Zachodzie przyjmowano, że nabywca powinien zapłacić przynajmniej 1 mln dolarów za 1 MW mocy, czyli w przypadku Połańca powinno to być 1,8 mld dolarów (!). W latach 90. Niemcy, Francuzi, Irlandczycy, Belgowie wykupili za kilkaset milionów złotych nasze cementownie, co stanowiło ułamek ich wartości. Skutek był taki, że zamknięta została Cementownia w Wierzbicy, bo jej modernizacja dla Lafarge była nieopłacalna, a my mieliśmy najdroższy cement w Europie. A jak było z Polskimi Hutami Stali? Pojedynczo nasze huty nie stanowiły wielkiej siły, więc słusznie przeprowadzono ich konsolidację (Huta Katowice, Sendzimira, Cedler i Florian). Szybko jednak PHS zostały sprzedane przez ministra Wiesława Kaczmarka (SLD) hinduskiemu koncernowi Mittal, który zapłacił za niego zaledwie 6 mln zł (!), przejmując 70 proc. rynku, choć do tego doszło, jak mówił rząd, 3 mld zł długów (prawdopodobnie inwestor wynegocjował i tak redukcję długu z wierzycielami). W kolejnych latach Mittal dostał jednak aż 2,5 mld zł pomocy publicznej, więc w praktyce państwo polskie jeszcze zapłaciło inwestorowi za to, że przejął kontrolę nad hutami. Wiesław Kaczmarek w 2002 r. sprzedał za 1,5 mld zł STOEN niemieckiemu RWE, co przez większość ekspertów zgodnie zostało uznane za cenę kilkakrotnie zaniżoną. Niewiele brakowało, a za marne pieniądze kontrolę nad polskim rynkiem cukru przejęliby za rządów Buzka Niemcy i Francuzi. Tylko determinacji części posłów AWS, w tym Elżbiety Barys, Gabriela Janowskiego, Adama Bieli, Mariana Dembińskiego, Tomasza Wójcika, Zdzisława Pupy, zawdzięczamy powstanie Polskiego Cukru, który zdążył jeszcze zachować około 40 proc. rynku. Co dla inwestorów było najważniejsze, to fakt, że przejmowali chłonny polski rynek i pozbywali się potencjalnych konkurentów. Niejednokrotnie chodziło też o kupienie polskiej firmy, aby ją zwyczajnie zniszczyć i zamknąć. Już w 1998 r. prof. Andrzej Karpiński z PAN alarmował, że Polska straciła przemysł elektrotechniczny, bo nasze firmy zostały przez nowych właścicieli zlikwidowane. Nie mamy banków Innym przykładem wyprzedaży za półdarmo państwowego majątku jest prywatyzacja sektora bankowego, która rozpoczęła się już w 1991 roku. Zagranicznych właścicieli znalazły prawie wszystkie banki komercyjne, częściowo sprywatyzowany jest też PKO BP. To wszystko spowodowało, że zagraniczny sektor bankowy opanował około 80 proc. rynku. Dla przykładu w Niemczech, Francji czy Włoszech udział zagranicznych banków w rynku jest symboliczny, wynosi co najwyżej około 10 procent. W dodatku zrobili to bardzo tanio, bo trudno za dobry interes uznać 6,5 mld zł, jakie Włosi z UniCredit zapłacili za Pekao SA, albo nieco ponad 2 mld zł, które za BZ WBK zapłacili Irlandczycy z AIB wartość tych banków była kilka razy wyższa. Z kolei za 30 proc. akcji PZU Eureko i BiG Bank Gdański zapłaciły ponad 3 mld zł, choć grupa była warta wtedy co najmniej 30-50 mld złotych. Minister Emil Wąsacz wybrał wówczas inwestora bez zgody rządu i w atmosferze skandalu został zdymisjonowany. Kulisy tej prywatyzacji odsłoniła sejmowa komisja śledcza, a Wąsacza postawiono przed Trybunałem Stanu (także za sprzedaż Domów Towarowych Centrum po zaniżonej cenie). Friedman ostrzegał Skandalicznie prowadzona prywatyzacja przyniosła Polakom upadek całych gałęzi przemysłu, gigantyczne bezrobocie, spadek poziomu życia. W roku 1990 stopa bezrobocia w Polsce wynosiła 6,5 proc., a bez pracy było 1,1 mln Polaków. Rok później ten wskaźnik wzrósł do 12,2 proc. (2,1 mln), a w 1994 16,4 proc. (2,9 mln). W pierwszych latach prywatyzacji mieliśmy także do czynienia z drastycznym spadkiem PKB w 1994 r. był on niższy o kilkadziesiąt procent niż w 1989 roku. Przed skutkami takiej polityki prywatyzacyjnej przestrzegał Polaków jeszcze w 1990 r. prof. Milton Friedman, amerykański ekonomista, laureat Nagrody Nobla. Apelował, abyśmy nie popełniali błędu w postaci sprzedaży polskich firm cudzoziemcom, bo sprzedamy je niemal za nic i nic na tym nie zyskamy. – Pamiętajcie jedno: cudzoziemcy nie będą inwestować w Polsce po to, by pomóc Polsce, ale po to, by pomóc sobie mówił Friedman w wywiadzie dla Res Publiki . Stoczniowy biznes Tuska i Grada Ogromnym skandalem okazała się w ostatnich latach prywatyzacja przemysłu stoczniowego. Rząd Donalda Tuska nie chciał obronić stoczni przed decyzjami Komisji Europejskiej o zwrocie pomocy publicznej, co skazywało je na upadek. W tym samym czasie Niemcy hojnie dotowali swoje stocznie (ponad 300 mln euro) i ani myśleli przejmować się groźbami Brukseli. Tymczasem u nas zgodzono się na bankructwo stoczni, a minister Aleksander Grad gorączkowo szukał dla nich inwestora i znalazł go tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w 2009 roku. Stocznie miał kupić tajemniczy inwestor z Kataru, którego jednak nikt nigdy nie zobaczył. Taki obrót sprawy był na rękę rządzącym. Stocznie, zwłaszcza ta w Gdańsku, były symbolem zwycięstwa Solidarności , jedności narodowej i oporu społecznego, także w III RP. Doprowadzając do zniszczenia wielkie zakłady stoczniowe zatrudniające tysiące ludzi, władze likwidowały także potencjalne ogniska sprzeciwu wobec polityki rządu. Oszukani Polacy Polska prywatyzacja jest pełna afer. I słusznie większości Polaków kojarzy się ze złodziejstwem. Dopiero po latach dowiadujemy się o roli różnego typu lobbystów w rodzaju Marka D. [Dochnala – admin], Gromosława C. [Czempińskiego – admin] czy ludzi z holdingu Jana Kulczyka zaangażowanych przy prywatyzacji TP SA. Za sztandarowy przykład aferalnej prywatyzacji trzeba uznać Program Powszechnej Prywatyzacji z połowy lat 90., który miał z milionów Polaków uczynić właścicieli. Jego pomysłodawcą był minister Janusz Lewandowski, a realizacją zajął się Wiesław Kaczmarek. Program zakończył się klapą, Narodowe Fundusze Inwestycyjne (NFI) zarządzające ponad 500 firmami po kolei bankrutowały, wyprzedając za grosze wiele przedsiębiorstw. Polacy nie zyskali nic, ci, którzy w odpowiednim czasie sprzedali swoje świadectwo udziałowe (trzeba było za nie zapłacić 20 zł), mogli dostać za nie najwyżej 100 zł, a NFI nazwano najdroższą porażką III RP. Pieniądze zarobiła na tym grupa biznesmenów i polityków, często uciekających się do korupcji i innych przestępczych działań. Historia wyprzedaży polskiego majątku narodowego po 1989 r. poraża skalą celowego niszczenia dobra, które mogło służyć ludziom. Zakłady zaorano, pracownicy poszli na bruk. Winnych nie pociągnięto do odpowiedzialności. Krzysztof Losz • naszdziennik.pl mix • niepoprawni.pl rys. Andrzej Krauze Jeszcze bardziej ułatwię Ci zadanie. Porównaj sobie tylko dwie kwoty: skumulowane wpływy ze złodziejskiej prywatyzacji po roku 1990 i sumę tych transferów, głównie idących do "spółek-matek". A przecież oprócz tego, że już na tyle wydoili polską gospodarkę, ci "dobrodzieje-darczyńcy" w większości nadal są właścicielami "sprzedanych" im przedsiębiorstw.
  10. Nie rozśmieszaj mnie. Za firmy, które później drenowali zapłacili ułamek tej kwoty. A jakieś inwestycje po drodze finansowane były z bieżących zysków firm, które przejeli. Jesteś dziwnie naiwny, że wierzysz w bajeczki o wielkich inwestycjach w polską gospodarkę czynionych przez tych wszystkich "inwestorów". Ówcześni "eksperci" ekonomiczni tłumaczyli zresztą, że "inwestorzy strategiczni", którzy te firmy dostają w prezencie płacąc średnio 10% ich wartości wniosą głównie "know-how". I to niematerialne cudo było takie drogie! Byłbym szczerze zdziwiony, gdybyś przytoczył mi choć jeden przykład, gdzie tzw. "inwestor strategiczny" "pozyskany" przez tą bandę prywatyzujących złodziei dołożył choć złotówkę do interesu.
  11. W 11 lat wydrenowali z Polski prawie 540 mld zł! Resort finansów potwierdza szokujące dane za lata 2005-2015 piątek, 22.09.2017 r. foto: NikolayF (Pixabay.com) Raport organizacji Global Financial Integrity (GFI) stwierdzał, że Polska była liderem w UE jeśli chodzi o drenaż środków finansowych przez zagraniczne podmioty za lata 2004-2013. Niestety informacje te właśnie potwierdziło Ministerstwo Finansów. Światło dzienne ujrzały oficjalne dane na temat transferów wypływających z Polski z tytułu z odsetek, należności licencyjnych, kosztów doradczych, księgowych, dywidend i innych przychodów osiąganych przez zagraniczne podmioty. Wynika z nich, że w latach 2005-2015 z Polski wypłynęło 537,8 mld zł! Posłowie Bartosz Józwiak (UPR/Kukiz'15) oraz Jarosław Sachajko (Kukiz'15) złożyli do Ministra Finansów interpelację poselską w sprawie nowelizacji ustawy dotyczącej podatku CIT (nr 14857). W interpelacji tej znalazło się następujące pytanie: "Do których krajów UE >> wyciekło << prawie 540 mld zł w latach 2005-15 w wyniku zbyt liberalnej postawy Polski? Proszę o przekazanie szacowanych danych z podziałem na kraj, rok, wielkość kwoty". Oficjalna odpowiedź ministerstwa z dnia 13 września 2017 r. może szokować. Po pierwsze przedstawiciel Ministerstwa Finansów (Paweł Gruza - Podsekretarz Stanu w Ministerstwie Finansów) potwierdził, że z tytułu z odsetek, należności licencyjnych, kosztów doradczych, księgowych, dywidend i innych przychodów osiąganych przez zagraniczne podmioty w latach 2005-2015 wytransferowano z naszego kraju kwotę 537,8 mld zł! Poniżej prezentuję tabelę zawartą w odpowiedzi na interpelację, gdzie przedstawiono kwoty płatności ze wskazanych powyżej tytułów w rozbiciu na poszczególne kraje UE, do których płatności z terytorium Polski były dokonywane (dane w miliardach złotych, w zaokrągleniu do setnych części miliarda): Okazuje się, że najwięcej kapitały wydrenowały z Polski firmy zarejestrowane w Holandii. Do tego kraju popłynęło aż 117,31 mld zł w ciągu 11 lat. Niewiele mniej wytransferowały z Polski firmy niemieckie – prawie 102 mld zł. Na trzecim miejscu znalazły się firmy francuskie – w latach 2005-2015 wyprowadziły z Polski prawie 60 mld zł. Pisałem o tym już nie raz, ale w kontekście powyższych danych nie zaszkodzi powtórzyć. W 1990 roku Milton Friedman (noblista, guru wolnorynkowej ekonomii) wyraźnie ostrzegał polityczne elity naszego kraju: "Pamiętajcie jedno: zagraniczni inwestorzy nie będą inwestować w Polsce po to, by pomóc Polsce, lecz po to, by pomóc sobie. Cudzoziemcy powinni mieć pełną swobodę inwestowania w Polsce, ale tylko wtedy, gdy będzie to w interesie Polski. Można to zrobić poprzez stworzenie cudzoziemcom takich samych reguł gry, jakie obowiązują Polaków, nie należy dawać im żadnych specjalnych przywilejów, ulg czy zwolnień podatkowych". Niestety, nikt ostrzeżeniami Friedmana się nie przejął. Efekt jest taki, że w latach 2005-2015 wydrenowano z Polski blisko 540 miliardów złotych... Źródło: Odpowiedź na interpelację nr 14857 (Sejm.gov.pl) Jeszcze gwoli przypomnienia, bo ważne: Tusk w 1993 r.: "Polskie przedsiębiorstwa są mało albo nic nie warte. Dlatego są i będą tanio sprzedawane" http://niewygodne.info.pl/artykul8/03723-Tusk--Polskie-przedsiebiorstwa-sa-nic-nie-warte.htm I jeszcze jeden ciekawy artykuł: Zyski państwowych firm wzrosły o 200%, budżet ma 4,9 mld zł nadwyżki, a zadłużenie kraju spada. Wystarczyło przestać kraść http://niewygodne.info.pl/artykul8/04005-Najlepsze-wyniki-finansowe-w-historii.htm
  12. Tak PiS niszczy gospodarkę: Od początku roku w całej UE przybyło 354 tys. miejsc pracy w przemyśle. Z tego 223 tys. w Polsce sobota, 16.09.2017 r. foto: bulliver (Flickr.com / CC by 2.0) Przejęcie władzy przez PiS miało spowodować niewyobrażalną katastrofę w polskiej gospodarce, wzrost bezrobocia i skok deficytu budżetowego do niewidzianych nigdy wcześniej rozmiarów. Tymczasem w drugim roku rządów partii Kaczyńskiego tempo rozwoju naszej gospodarki jest jednym z najwyższych w Europie, stopa bezrobocia rekordowo niska, a budżet kraju po sierpniu wciąż notuje nadwyżkę zamiast deficytu. Powyższe dane potwierdza unijny Eurostat, a zagraniczne agencje ratingowe podnoszą wszystkie swoje prognozy co do Polski. Oto jak PiS zniszczył gospodarkę. W mijającym tygodniu unijny Eurostat opublikował garść statystyk i informacji na temat rynku pracy w UE. Wszystkie dane są korzystne albo bardzo korzystne dla naszego kraju. W niektórych wypadamy wręcz rewelacyjnie. W I połowie roku w całej UE przybyło 353,7 tys. nowych miejsc pracy w przemyśle. Z tego aż 223 tys. w Polsce! Poniżej szczegółowe statystyki prezentujące zmiany zatrudnienia w przemyśle dla poszczególnych państw Wspólnoty w okresie od I do VI 2017 r.: Polska +222,9 tys. Niemcy +39,0 tys. Hiszpania +32,8 tys. Włochy +19,5 tys. Węgry +16,9 tys. Słowacja +15,4 tys. Portugalia +13,5 tys. Szwecja +11,9 tys. Grecja +6,0 tys. Bułgaria +5,1 tys. Holandia +5,0 tys. Słowenia +4,0 tys. Austria +3,6 tys. Dania +2,0 tys. Łotwa +1,2 tys. Cypr +0,3 tys. Łotwa +1,2 tys. Malta -0,2 tys. Estonia -0,9 tys. Czechy -1,7 tys. Litwa -2,7 tys. Chorwacja -3,2 tys. Francja -3,9 tys. Finlandia -6,8 tys. Wlk. Brytania -51,5 tys. Rumunia -95,5 tys. Cała UE (28 krajów) +353,7 tys. Jeśli do tego doliczymy bardzo dobre wyniki produkcji przemysłowej, sprzedaży detalicznej, rekordowo niskie bezrobocie, brak deficytu budżetowego (stan na sierpień) oraz ostre wyhamowanie wzrostu zadłużenia, to - mówiąc delikatnie - opozycja była w błędzie ostrzegając na przełomie 2015/2016 roku, że przejęcie władzy przez PiS totalnie rozwali polską gospodarkę. Źródło: Polska staje się fabryką Europy. Dwie trzecie miejsc pracy w przemyśle Unii powstaje u nas (Money.pl) Lemingi do boju! Zaklinać rzeczywistość, określenia typu: propaganda, kłamstwo itepe mile widziane
  13. Chyba zbyt szybko czytałeś. Chodziło o Fabrykę Łączników Radom S.A., a nie o Fabrykę Broni "Łucznik" Prywatyzacja fabryki broni to byłoby dopiero coś. Ale banda rudego byłaby do tego zdolna. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby i tutaj pojawił się tajemniczy katarski inwestor Uff, jakie to szczęście że haratający w gałę to już historia...
  14. Róża Maria Barbara Gräfin von Thun und Hohenstein o puściła studio "Bez retuszu" http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,22229807,awantura-w-tvp-info-oburzona-europoslanka-po-opuszcza-studio.html I bardzo dobrze, bo to babsko nie nadaje się do prowadzenia dyskusji. Rząd Tuska sprzedał radomską Fabrykę Łączników za 1,43 mln zł. Potem stwierdzono, że była warta... 40 mln zł! poniedziałek, 14.08.2017 r. Wykorzystane foto: PlatformaRP (Flickr.com / CC by SA 2.0) Państwową Fabrykę Łączników rząd Tuska sprywatyzował w sierpniu 2010 r. Spółka, która ją kupiła została założona kilka miesięcy wcześniej, z minimalnym kapitałem zakładowym (5 tys. zł). Za pakiet kontrolny (85 proc. akcji) zapłaciła łącznie 1,43 mln zł. Nowy właściciel zaciągnął mnóstwo kredytów i szybko zadłużył Fabrykę, a po roku ogłosił upadłość. Pracę w straciło około 400 osób. Syndyk masy upadłości, który przejął kontrolę nad fabryką po ogłoszeniu upadłości, oszacował jej całkowity majątek na... 40 mln zł! Przypomnijmy - Ministerstwo Skarbu Państwa w rządzie Donalda Tuska w sierpniu 2010 roku sprzedało spółce Ferro Masz Invest 85 proc. udziałów w radomskiej Fabryce Łączników za kwotę 1,43 mln zł (co ciekawe - spółka ta została założona kilka miesięcy wcześniej i posiadała minimalny kapitał zakładowy w wysokości 5 tys. zł). Sprzedaż tłumaczono kłopotami finansowymi przedsiębiorstwa (za 2009 rok Fabryka, przy przychodach ze sprzedaży wynoszących łącznie 31,1 mln zł, odnotowała aż 4,8 mln zł straty). Nowy właściciel zaczął zaciągać spore kredyty poręczone majątkiem Fabryki i bardzo szybko doprowadził do jej upadłości. Pracę straciło wówczas około 400 osób. Kontrolę nad aktywami upadłej spółki przejął syndyk, który oszacował jej majątek na... 40 mln zł! Jeśli wierzyć tym szacunkom okazuje się, że przedstawiciele Skarbu Państwa w rządzie Tuska sprzedali Fabrykę po cenie, która nominalnie była aż 28 razy niższa, niż wynosiła wartość majątku trwałego wycenionego przez syndyka masy upadłości! W rzeczywistości spółka (lub to, co po niej pozostało, czyli głównie nieruchomości) została później (w 2017 r.) sprzedana przez syndyka masy upadłości za 9 mln zł. Nie mniej to nadal nie jest 1,43 mln zł. Jeszcze w 2012 roku wniosek do Centralnego Biura Antykorupcyjnego (CBA) w sprawie prywatyzacji Fabryki Łączników złożył senator Wojciech Skurkiewicz. - "W moim przekonaniu mogło dojść do naruszenia prawa przy procedurze prywatyzacyjnej. Firma została sprzedana za kwotę niespełna półtora milionów złotych podmiotowi, który został zarejestrowany w KRS miesiąc wcześniej" - tak wówczas tłumaczył swój wniosek Skurkiewicz. Zdaniem senatora mogło również dojść do złamania przepisów antykorupcyjnych, m.in. poprzez obniżenie wartości zakładu przez Ministerstwo Skarbu Państwa. Trwające do listopada 2015 r. śledztwo CBA potwierdziło niestety całą masę nieprawidłowości przy prywatyzacji Fabryki Łączników. W skierowanym do Prokuratora Generalnego zawiadomieniu o popełnieniu przestępstwa, szef CBA stwierdził, że aż 29 osób mogło brać udział w procederze prania pieniędzy, działania na szkodę spółki i wyłudzania kredytów. Obecnie sprawę prowadzi Prokuratura Regionalna w Białymstoku. Badanych jest kilka wątków (udział w zorganizowanej grupie przestępczej, która miała na celu działanie na szkodę firmy, doprowadzenie do upadłości spółki, a także niedopełnienie obowiązków przez funkcjonariuszy publicznych, tj. pracowników Ministerstwa Skarbu Państwa, którzy nie zajmowali się sprawami majątkowymi spółki w trakcie jej prywatyzacji w sposób prawidłowy, czym mogli wyrządzić szkodę majątkową). Źródło: Karta prywatyzacyjna - Fabryka Łączników Radom S.A. (MSP.gov.pl) Źródło: Prywatyzacja i upadłość Fabryki Łączników w Radomiu. „To przekręt” (Rdc.pl) Źródło: CBA: pranie pieniędzy przy prywatyzacji Fabryki Łączników w Radomiu (Onet.pl) Źródło: Nikt nie chce kupić majątku Fabryki Łączników (CoZaDzien.pl) Źródło: Pięć wątków śledztwa w sprawie prywatyzacji Fabryki Łączników (Wyborcza.pl) Źródło: Zamiast łączników będą deski (RadioPlus.com.pl)
  15. Obawiam się, że nie uzyskasz od nich rzeczowej odpowiedzi. Zabrali koryto, to trzeba drzeć ryj. Proste
  16. No to wytłumacz mi, samodzielnie myślący geniuszu, jak to jest, że wiele z tych nierentownych firm, które według Ciebie powinny być już zamknięte, nagle po zmianie władzy przynosi zyski? I to wcale niemałe. A czy to nie był genialny sposób na "prywatyzację"? Utopić firmę, żeby wytłumaczyć ciemnemu ludowi, że trzeba ją sprzedać? LOT też był chyba celowo topiony, i miał stać się łupem firmy krzak olt expres. Nie wyszło, teraz przynosi kokosowe zyski. Kojarzysz fakty, ile np. Francuzi pompują kasy w ratowanie nierentownych przedsiębiorstw? Areva, EDF , PSA - tutaj poszły grube miliardy euro. I to nikomu nie przeszkadza. A w Polsce nie można było uratować stoczni? Dało by się, ale to trzeba było chcieć zrobić, a nie udawać że się chce. I założę się, że stocznie też teraz zaczęłyby przynosić zyski. Polska potrzebuje gospodarza, a nie ćwoków haratających w gałę i przyzwalających na rozgrabianie budżetu. P.S. to było do Ulmana Kolejnej kadencji po-psl na pewno Polska by już nie przetrwała. Polacy tym bardziej. Nie od razu Rzym zbudowano, a Ty chciałbyś, żeby pisiory zrobiły wszystko na wczoraj? Cierpliwość czasami popłaca, ja ciągle mam nadzieję, że posprzątają.
  17. Czyżbyś uważał się za przysłowiowego geniusza? Zwycięstwo Dudy w wyborach prezydenckich i pisu w parlamentarnych to sukces na miarę lądowania na księżycu. Praktycznie wszystkie media z nimi walczyły w chamski sposób. Banda z po-psl miała nadzieję rządzić do usranej śmierci, bo miała całkowite poparcie ze strony mediów, stracili przez to instynkt samozachowawczy. I co się wtedy okazało? Ludzie zaczęli samodzielnie myśleć, przestali wierzyć w ordynarną propagandę sączącą się z telewizora. A może to młodzi w internecie zrobili tą rewolucję? Najważniejsze jest to, że odsunęli mafię od koryta i chwała im za to. Jak porządzą jeszcze jedną kadencję i nie spełnią oczekiwań, to naród im z pewnością podziękuje. Na razie widać poprawę, zobaczymy co będzie dalej. Naprawa zniszczeń nie jest łatwa, i musi potrwać. Poczekamy na efekty, a Wy sobie kwiczcie, szczekajcie, możecie nawet puszczać bąki, macie do tego prawo.
  18. Czy to nie dziwne, że świnia po oderwaniu od koryta zaczyna szczekać? A tak na poważnie, to zapewne najwięksi szczekacze z tego forum utracili miejsca w radach nadzorczych spółek obsadzanych przez "ludowców". Skończyła się łatwa kasa, stąd piana na ustach.
  19. Przejazd A2 do granicy z Niemcami i z powrotem to koszt równy winiecie na cały rok w Szwajcarii! wtorek, 8.08.2017 r. foto: SD Pictures (Pixabay.com) Po tym jak 1 marca doszło do kolejnej podwyżki opłat pobieranych na bramkach wjazdowych na A2, łączny koszt podróży tą autostradą ze Świecka (granica z Niemcami) do węzła Stryków (pod Łodzią) wynosi 84,90 zł. W dwie strony robi się już prawie 170 zł. O tym, że to absurdalnie wysoka kwota niech świadczy fakt, iż w Szwajcarii za jej równowartość można kupić całoroczną winietę na nielimitowane przejazdy wszystkimi autostradami (1763 km) i drogami głównymi (ponad 3000 km)! W bogatej Szwajcarii, gdzie przeciętne zarobki są kilkukrotnie wyższe niż w Polsce, całoroczna opłata za możliwość nielimitowanych przejazdów autostradami i drogami głównymi wynosi jedynie 40 CHF. Kwota ta, przeliczając ją po aktualnym kursie, stanowi równowartość około 150 zł. W naszym kraju za jednorazowy (podkreślam - JEDNORAZOWY!) przejazd autostradą A2 na trasie Świecko - Stryków (Łódź) - Świecko musimy obecnie płacić blisko 170 zł! Jeszcze droższy w przeliczeniu na jeden przejechany kilometr jest fragment autostrady A4 zarządzanej przez prywatną spółkę "Stalexport". Za 60 km musimy zapłacić 20 zł (kierowca samochodu ciężarowego musi płacić 60 zł). Dzięki temu jednak ta prywatna spółka notuje fenomenalne wyniki finansowe. Zarządzanie fragmentem autostrady między Katowicami i Krakowem przyniosło jej w ubiegłym roku ponad 165 mln zł zysku na czysto! Rządzący PiS chce regulować na nowo wiele różnych spraw. Może dobrze by było, jeśli ktoś z ekipy "dobrej zmiany" znajdzie chwilę czasu i pomiędzy reformą sądownictwa, a nową ustawą medialną pochyli się nad kwestiami kontrowersyjnych regulacji koncesyjnych dotyczących zarządzania autostradami w Polsce? Krokiem w dobrym kierunku mogłoby być ujawnienie treści umów jakie rządy PO-PSL oraz SLD zawierały z firmami "Autostrada Wielkopolska SA II" (zarządza fragmentem A2) oraz "Stalexport" (zarządza fragmentem A4), a które z niewiadomych przyczyn zostały objęte klauzulą tajności. Co ciekawe - Andrzej Adamczyk, minister infrastruktury w rządzie PiS, jeszcze w marcu 2016 r. informował o planach odtajnienia zawartej w 1997 roku umowy koncesyjnej (wraz z aneksami) ze "Stalexportem" (dotycząca A4). Z jakiegoś powodu do dziś tego jednak nie uczynił. O powodach możemy tylko spekulować...
  20. Straty spowodowane przez Niemców po stłumieniu Powstania Warszawskiego wyniosły 45,3 mld $. Nikt nam za to nie zapłacił poniedziałek, 1.08.2016 r. Tak wyglądała Warszawa po stłumieniu przez Niemców Powstawania z 1944 r. W 2004 roku, na polecenie Lecha Kaczyńskiego - ówczesnego prezydenta M. St. Warszawy - przygotowano ekspertyzę dotyczącą wysokości rachunku jaki potencjalnie można by wystawić Niemcom za zniszczenia dokonane w Warszawie w latach 1944-45. Opiewał on na gigantyczną kwotę: 45,3 mld $! I chodzi tylko o straty materialne (zniszczone budynki, infrastruktura)! Nikt nie podjął się bowiem próby wyliczenia finansowych odszkodowań za mordy dokonane na bezbronnych cywilach. 45,3 mld dolarów to w przeliczeniu na złotówki po obecnym kursie ok. 176 mld zł, czyli połowa wszystkich wydatków polskiego państwa w 2016 roku. Na tak gigantyczną kwotę zostały wycenione zniszczenia jakich dokonali Niemcy w Warszawie po stłumieniu Powstania. I nie mówimy tutaj o czymś, co w praktyce nie powinno być mierzalne w pieniądzu, czyli o ludzkich istnieniach. Wyliczenia ekspertów ratusza Warszawy z 2004 roku skupiły się bowiem jedynie na stratach materialnych (budynki, ulice, infrastruktura). W kontekście powyższego warto również przypomnieć, że w wyniku niemieckich opresji po 1.08.1944 r. śmierć poniosło ok. 200 tys. warszawiaków. Update 1.08.2017 r.: Tymek Borowski dokonał wizualizacji tego, jak wyglądałaby bryła gruzu ze zniszczonych przez Niemców budynków Warszawy po 1 VIII 1944 r. 18 milionów metrów sześciennych gruzu robi wrażenie: Źródło: Rachunek dla Niemców. Miliardy za zniszczenie Warszawy (Niezalezna.pl) Źródło: Rubble Over Warsaw (TymekBorowski.com)
  21. Kłopoty coraz większe? Agora szuka chętnego na siedzibę "Wyborczej" w Gdańsku Siedziba redakcji "Gazety Wyborczej" w Gdańsku pójdzie pod młotek? Spółka Agora szuka rzekomo kupca. Nie byłaby to pierwsza taka transkacja. Wcześniej sprzedali budynek w Łodzi, a kłopoty finansowe firmy nie są tajemnicą. "Ostateczna decyzja w tej sprawie jeszcze nie zapadła, na razie sondujemy wartość nieruchomości" - powiedziała Nina Graboś, rzecznik prasowy Agory, portalowi Wirtualnemedia.pl, który pisze o tych zamiarach. Chodzi o kamienicę przy ulicy Tkackiej 7/8 w Gdańsku, w której mieści się redakcja trójmiejskiej „Gazety Wyborczej”. Zajmuje część nieruchomości, reszta jest wynajmowana. "Agora wystawiła ją na sprzedaż, ustalając cenę na 11 mln zł" - dodają wirtualnemedia.pl Ostateczna decyzja nie zapadła. - Podejmie ją po spłynięciu wszystkich ofert i skontaktowaniu się z oferentami. Sprawdzamy, czy jest sens ją sprzedawać - tłumaczy Graboś. Jak podają autorzy informacji "kamienica w Gdańsku jest ostatnią nieruchomością w terenie, która należy do Agory". Portal niezalezna.pl pisał chociażby o sprzedaży kamienicy w Łodzi, gdzie mieściła się siedziba lokalnego dodatku. CZYTAJ WIĘCEJ: Agora sprzedaje siedzibę „Wyborczej”
  22. Mój Rosomak ma na całym polu 3 m, a w porywach 3,5. Nie za bardzo mi się to podoba, bo to qq na ziarno. Tiberio też idzie jak burza, wysokość taka sama. W ubiegłym roku Embelix wyrósł mi tylko na 2,5 metra, i to było optimum, kolba była dorodna, łodyga gruba. Teraz mam pewne obawy. Na kiszonkę byłoby luksusowo, dużo masy, ale czy na ziarno też będzie dobrze? Czas pokaże...
  23. Słuchaj, pajacu, jak nie masz nic konkretnego do powiedzenia, to nie klep w klawiaturę, bo Ci w końcu wysiądzie. Chyba że sobie walnąłeś mechaniczną do takiej parszywej roboty? Polskie stocznie za pisiorów z pewnością byłyby uratowane, ale tamci lokaje wykonywali tylko polecenia swoich mocodawców. Czaisz w ogóle skalę? 60 mld euro miesięcznie. A jak polskim chłopom rzucą jakieś ochłapy, to już jest wielkie halo.
  24. W kontekście tego wałka to nawet szkoda, że Polska nie należy do strefy euro, bo może teraz byłaby już bez długu, jaja jak berety: Bankierzy z EBC tworzą pieniądze by odkupić za nie niemieckie długi. Pomoc dla polskich stoczni to przy tym mały pikuś! wpis z dnia 28/06/2017 foto: European People's Party (Flickr.ocm / CC by 2.0) Mało kto zdaje sobie sprawę ze skali pomocy, jaką unijny Europejski Bank Centralny (EBC) przekazuje krajom strefy euro. Bankierzy z Frankfurtu (siedziba EBC) drukują co miesiąc dziesiątki miliardów euro (aktualnie po 60/m-c) tylko po to, aby skupować za nie długi państw eurolandu. Największym beneficjentem są - a jakże by inaczej - Niemcy. Całkowita kwota odkupionych długów tego kraju przekroczyła już 400 mld euro! EBC pomaga tak intensywnie, że za chwile na rynku zacznie brakować niemieckich długów od odkupienia! Uznana za nielegalną pomoc dla polskich stoczni to przy tym mały pikuś... Komisja Europejska uwielbia doszukiwać się znamion niedozwolonej pomocy publicznej. Ostatnio znalazła ją w podatku od sieci handlowych (który najmocniej miał uderzyć w duże zagraniczne sieci handlowe funkcjonujące na terytorium Polski). Wcześniej znalazła ją w pomoc polskiego rządu dla stoczni w Gdynii i Szczecinie. Eurokraci z Brukseli zupełnie jednak przymykają oko na to, co wyprawia Europejski Bank Centralny (EBC). Otóż od marca 2015 roku ta unijna instytucja finansowa drukuje olbrzymie ilości euro, za które skupuje długi państw eurolandu. Zgodnie z oficjalnymi statystykami EBC wykupił w ten sposób do tej pory już 2,3 bln euro długu. Największym beneficjentem są w tym przypadku Niemcy. Pomoc EBC dla naszego zachodniego sąsiada w okresie od marca 2015 do maja 2017 sięgnęła już nieco ponad 400 miliardów euro. W kontekście "luzowania ilościowego" (bo tak formalnie nazywa się pomoc EBC dla krajów eurolandu) warto wspomnieć, że pojawił się dość niespodziewany problem. Otóż EBC tak intensywnie pomaga Niemcom, że za chwile na rynku długu zacznie brakować niemieckich obligacji, które można wykupić! - "Nie mam pojęcia, gdzie moglibyśmy znaleźć dostateczną ilość niemieckich obligacji, aby utrzymać w ruchu luzowanie ilościowe w drugiej połowie 2018 roku" – twierdzi anonimowe źródło agencji Reuters (sic!). Powstaje pytanie - skoro dodrukowywanie co roku setek miliardów euro w celu skupowania długów państw eurolandu (a ostatnio także zachodnich korporacji) nie jest niedozwoloną pomocą publiczną, to dlaczego za taką niedozwoloną pomoc uchodzi dotowanie (i to nie sztucznie wykreowanymi pieniędzmi) przemysłu stoczniowego w Polsce, który mógłby stanowić realną konkurencję dla np. stoczni niemieckich? Źródło: Draghiemu zaczyna brakować niemieckich obligacji (Bankier.pl)
  25. Przecież wcześniej się określiłem, że mnie to nie przeszkadza. Lepsze to tysiąc razy od złodziei na stołkach wyprowadzających kasę na prawo i lewo. Ale wizerunkowo szkodzi pisowi i tyle. Jeszcze odnośnie tej bandy z Polic - za d*py i do pierdla. Takie mendy wyprowadzały grube miliony z firmy a jednocześnie windowali ceny nawozów do tego stopnia, że tańszy był np. polski mocznik reeksportowany z Niemiec, niż ten na rodzimym rynku. W tamtym czasie kupowałem też nawozy węgierskie, bo były tańsze. Sprawiedliwie dziadów osądzić... Tylko, że już ich wypuścili i nie będą czekać w areszcie: Afera jest, ale aferzyści wrócili do domu. Sąd nie zgodził się na areszt ŻADNEJ osoby! Centralne Biuro Antykorupcyjnej zatrzymało 10 osób w związków ze śledztwem dotyczącym nieprawidłowości sprzed kilku lat w funkcjonowaniu Grupy Azoty Zakłady Chemiczne Police S.A. Żadna z nich nie trafiła do aresztu. Nie zgodził się sąd. - Zebrane dowody i postawa podejrzanych były powodem nieuwzględnienia przez szczeciński sąd wniosków aresztowych wobec 10 osób, które według prokuratury narazili na 30 mln zł strat Grupę Azoty Zakłady Chemiczne Police - podał sąd. Prokuratura zapowiada zażalenie. Prokuratura Krajowa poinformowała wczoraj, że 10 osób z byłego kierownictwa i osób ze spółek zależnych polickich zakładów usłyszało zarzuty w tej sprawie. Prokurator chciał dla wszystkich podejrzanych aresztu. Sąd nie uwzględnił jednak żadnego z 10 wniosków prokuratora. "Sąd uznał, iż zebrane w sprawie dowody, ale także postawa procesowa podejrzanych, nie pozwalają na zastosowanie wobec nich najsurowszego środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztowania" - poinformował w piątek rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Szczecinie Michał Tomala. "Postępowanie toczy się już od stosunkowo długiego czasu i prokurator zebrał obszerny materiał dowodowy. Nie ma podstaw do uznania, aby podejrzani mogli w jakikolwiek bezprawny sposób wpływać na toczące się postępowanie przygotowawcze" – dodał. CZYTAJ WIĘCEJ: Wielka akcja CBA przeciwko aferzystom: byli prezesi, biznesmeni, działacze Platformy... Prokuratura prowadząca śledztwo złoży niezwłocznie zażalenie na decyzję szczecińskiego sądu o odmowie tymczasowego aresztowania 10 osób – podała Prokuratura Krajowa. "Ustne uzasadnienie decyzji sądu może świadczyć o niezrozumieniu istoty przestępstwa" – czytamy w komunikacie PK. "Sąd odroczył sporządzenie pisemnego uzasadnienia postanowienia o niezastosowaniu tymczasowego aresztowania wobec pięciu zatrzymanych do poniedziałku (26 czerwca), w tym osób mających najpoważniejsze zarzuty. Tryb procedowania sądu i nieuzasadnienie rozstrzygnięcia budzi poważne wątpliwości i utrudnia merytoryczną ocenę tej decyzji i procesowe ustosunkowanie się do niej. W konsekwencji może mieć negatywny wpływ na dalszy bieg postępowania i gromadzenie dowodów" – głosi komunikat prokuratury. Zdaniem prokuratury, dowody zebrane przeciwko zatrzymanym "nie budzą wątpliwości", a przestępstwo godzi w interesy Skarbu Państwa będącego akcjonariuszem spółki. Rozmiar strat i osobiste korzyści odniesione przez podejrzanych rodzą poważne obawy matactwa z ich strony, a nawet ich ucieczki przed wymiarem sprawiedliwości – podkreśla prokuratura.
×
×
  • Utwórz nowe...
Agrofoto.pl Google Play App

Zainstaluj aplikację
Agrofoto
na telefonie

Zainstaluj