Pszkot
Members-
Postów
736 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Pszkot
-
Nie mierzyłem.
-
Czopów nie sprawdzałem, ich powierzchnia była równa, panewki były w niezłym stanie, bodajże dwie miały rysy pewnie po tych opiłkach co znalazłem w misce olejowej. Panewki nominalne, tak samo jak pierścienie tłokowe. Powierzchnia cylindrów bez rys, bez progów, z widocznymi śladami honowania.
-
Niestety ciśnienia nie badałem przed remontem. Oczywiście odkręcałem balanser ale wobec braku objawów niskiego ciśnienia nie sprawdzałem pompy ani nie oddzielałem jej od balansera. Bo nie wyciągałem wału korbowego. A pamiętasz jakie miałeś ciśnienie?
-
Problem dotyczy silnika Perkins 1104C-44T. Jest następujący: na zimnym silniku ciśnienie oleju 2,5 bara, po nagrzaniu silnika spada do 1-1,5 bara, a przy obrotach biegu jałowego osiągają wartość krytyczną (zapala się kontrolka). Podejrzewam zużycie pompy oleju. Niedawno skończyłem "drobny" remont silnika - wymiana zużytych pierścieni, weryfikacja gładzi cylindrów, planowanie głowicy z wymianą uszczelniaczy, wymiana panewek korbowodowych, remont pompy paliwa i turbiny. Dlaczego podejrzewam pompę oleju? Przy remoncie znalazłem w misce olejowej opiłki i nieduże kawałki metalu. Nie wiem z czego pochodzą, bo żaden z elementów silnika (oprócz złuszczonych pierścieni) nie miał uszkodzeń. Poza tym, moim zdaniem, ciśnienie oleju na poziomie 2,5 bara na zimnym silniku to niewiele i nie rośnie przy zwiększaniu obrotów. Ktoś ma jakieś pomysły? Wymieniał ktoś pompę oleju, co trzeba wybebeszyć by się do niej dostać?
-
Jak opisałem wcześniej, remont mojego silnika zakończył się jedynie na wymianie dwóch końcówek wtryskiwacza (lały), ustawieniu ciśnienia wtrysku wszystkich wtryskiwaczy i remoncie pompy wtryskowej. Pompę ustawiłem dokładnie na znak na na jej obudowie i znak na podstawie (wcześniej ustawiona była znakiem na pompie przesuniętym w lewo o jakieś 1 cm od znaku na podstawie). Silnik pracuje równo w całym zakresie obrotów i całkowicie ustało dymienie i parskanie. Przy okazji zmalało zużycie paliwa.
-
No dobra, po zdjęciu pompy i jej podstawy jest widoczne coś takiego (na zdjęciu). Co dalej rozebrać żeby dostać się do napędu, który może mieć luzy? Przy okazji zdjęcie pompy, która poszła do sprawdzenia. Czy to jest pompa z przyspieszaczem?
-
@Leszy być może Twoja uwaga jest słuszna. Ale wiesz... ktoś musiał dostać opier...ol bo krew mnie zalewa jak widzę takie komentarze. Za chwilę znajdzie się jakiś jełop, któremu będzie się opłacało za 500 zł/tona. Już dziś widząc takie teksty i "góry pieniędzy z dopłat" miasto obwinia nas za wysokie ceny produktów w sklepach. Słowo daję, jestem pacyfistą, ale mam ochotę wyjechać komuś z dyni.
-
Nieeee, no po prostu trzymajcie mnie. Ten @MonteChristo chyba faktycznie znalazł skarb, bo w du.pie ma realny kosztorys. U tego gościa nie ma kosztów materiału siewnego, nie ma kosztów ubezpieczenia upraw, podatków gruntowych, tak jak napisał jeden z kolegów jego maszyny pracują na wodę i nie ulegają amortyzacji, nie psują się i nie zmieniany jest w nich olej, filtry... Fantastyczne jest też to, że gość przy dawce 160 N zamierza zebrać 8 ton jakościowej pszenicy. Dobreeeeeee. Zważywszy, że nie stosuje P i K, o mikroelementach nie wspominając. Stosuje też same fungicydy, więc w zasadzie zbiera z pola 8 ton miotły, chabra i rumianu. Gość tyra też na polu za darmo. A kto mu zabroni, niech zapierd... Tak sobie myślę, że ten nieogarnięty facet powinien dostać Nobla. Zapewne wyhodował nową odmianę pszenicy - skraca ją zapewne jakimś specyfikiem,po którym pszenicy wyrastają nogi, sama się młóci i sama popier..la do silosu albo na skup.
-
Dzięki @jahooo . Z tym nie ma problemu. Odpalał zawsze, nawet pod miesiącach stania, po najwyżej kilku obrotach silnika, ciepły czy zimny. Ale po wyjęciu silnika i tak wymieniam wszystkie węże paliwowe, bo są sztywne. Pompę mam z regulatorem.
-
Trafił się i mnie problem z silnikiem w postaci dymienia na wysokich obrotach i czegoś co można by nazwać "parskaniem" (to brzmi jakby paliwo dopalało się jeszcze w układzie wydechowym) . Śledzę temat od początku więc orientuję się co i jak. W związku z tym, że wyjąłem silnik z kombajnu chciałbym zapytać Was czy te objawy występują od razu po odpaleniu silnika, czy dopiero po rozgrzaniu i czy jest to niezależnie od obciążenia? Chodzi o to, że po wyjęciu silnika wymontowałem i sprawdziłem wtryskiwacze. Dwa lały, wszystkie miały za niskie ciśnienie otwarcia (~180 atm zamiast 208). Sprawdziłem przy okazji sprężanie w cylindrach. Po zamontowaniu wtrysków uruchomiłem silnik, rozgrzałem go (około 30 minut pracował na różnych obrotach) po czym kilkukrotnie wprowadzałem go na obroty właściwe dla pracy przy koszeniu. Dymienia ani "parskania" nie ma. Nie za bardzo mam ochotę instalować silnik gdyby miało się okazać, że pod obciążeniem albo pod dłuższej pracy objawy znowu wystąpią. Macie jakieś spostrzeżenia albo uwagi w tej sprawie?
-
-
-
Panele fotowoltaiczne 8.2kw
Pszkot skomentował(a) Genius9872 grafika w Budynki i obejścia gospodarskie
-
@panczo1922 i @Pafnucy12 wyjaśniłem to w poprzednim post-cie. Ale jeszcze raz: amortyzacją nazywamy stopniową utratę wartości środka trwałego (maszyny, ciągnika, samochodu, budynku, narzędzia, oprogramowania) w związku z jego zużyciem, rdzewieniem, próchnieniem, wycieraniem, krzywieniem, utratą funkcjonalności i temu podobnych czynników. W wyniku tej utraty wartości w rezultacie środek trwały staje się coraz mniej wartościowy, aż w końcu wręcz bezwartościowy. Amortyzacją, w takim "życiowym" rozumieniu, jest więc różnica pomiędzy ceną zakupu (wybudowania), a ceną jaką uzyskamy przy sprzedaży tego środka trwałego. W przypadku nieruchomości (jeśli jej nie sprzedamy) będzie to kwota jaką będziemy musieli wydać na nieuchronny remont kapitalny lub na wybudowanie nowej nieruchomości. Amortyzacją NIE JEST to, co wydajemy na utrzymanie tego środka trwałego w sprawności (naprawy, części zamienne, materiały eksploatacyjne) oraz źródła energii (paliwa, prąd, gaz) służące do jego napędu lub ogrzewania.
-
@ziomster widzę, już po raz kolejny, że wiedza czym jest amortyzacja jest niewielka. Dziwi mnie to bardzo, bo to jeden z podstawowych kosztów ponoszonych przez niemal każdego, kto prowadzi jakąś działalność. Załóżmy, że kupujesz sobie ciągnik, który w momencie zakupu kosztuje 300 tyś. zł. Z punktu widzenia księgowego jest to tzw. środek trwały i kosztu jego zakupu nie możesz wliczyć od razu i w całości do kosztów uzyskania przychodu. Musisz go "amortyzować", czyli wliczać do tych kosztów część jego początkowej wartości. Załóżmy, że okres amortyzacji wynosi 10 lat więc co roku, przez 10 lat będziesz wpisywał jako koszt 30 tyś. zł. To jest tak zwane ujęcie księgowe (albo jak kto woli podatkowe) problemu amortyzacji i ma ono wymierny skutek. Jeśli koszt zakupu tej maszyny możesz wliczyć do kosztów uzyskania przychodu tylko częściowo to znaczy, że zapłacisz większy podatek dochodowy niż gdybyś mógł ująć w tych kosztach większą wartość (na przykład połowę wartości początkowej ciągnika). Druga strona tej amortyzacji jest bardziej namacalna. Jeśli kupiłeś ten ciągnik i faktycznie przez 10 lat go eksploatujesz, to po tym okresie jest ona zamortyzowany (jego wartość księgowa została w całości wliczona do kosztów) ale sam ciągnik ma wartość, powiedzmy 80 tyś. zł. Jeśli go sprzedasz wówczas poniesiesz "stratę" w wysokości co najmniej 220 tyś zł (300-80). Dlaczego jest to strata i dlaczego minimum 220 tyś? Bo w miejsce starego musisz kupić podobny ciągnik, który będzie kosztował (inflacja) co najmniej tyle co poprzedni. Amortyzacja jest więc utratą wartości, degradowaniem, zużyciem się środka trwałego w ciągu okresu jego eksploatacji. Dotyczy ona WSZYSTKIEGO, co używane jest do produkcji, za wyjątkiem ziemi i domostwa. I tu dochodzimy do sedna. W okresie użytkowania środka trwałego (ciągnika, maszyny, budynku) nie zmieniasz wysokości odpisów amortyzacyjnych i nie masz na nie wpływu (są wyjątki właściwie niestosowane). One są stałe mimo, że ponosisz koszty eksploatacyjne (wymiana olei, naprawy, remonty, paliwo), które @michal009nie są amortyzacją środka trwałego lecz kosztami jego eksploatacji. Jak więc można "nie przejmować się amortyzacją"? Wystarczy policzyć bezpośredni koszt odtworzenia tego ciągnika (tej "straty") czyli 22 000 rocznie. A Jeśli chcemy sobie policzyć ile nas kosztuje używanie ciągnika, po to, by wyliczyć ile nas kosztuje wyprodukowanie na przykład 1 tony pszenicy, to musimy dodać te 220 tyś. i koszty jego eksploatacji. Powiedzmy, że to będzie 220+80+500=800 tyś zł ("strata"+naprawy i serwis+paliwo) przez 10 lat. Dzielimy to przez wykonaną przez ciągnik pracę (10 000 mth) i wychodzi 80 zł na motogodzinę. To jest wartość średnia i to jest tylko koszt samego ciągnika. A jeszcze maszyna i człowiek co tym kieruje. (TO JEST TYLKO PRZYKŁAD LICZENIA, A NIE RZECZYWISTY PRZYPADEK) Problem, który roztrząsamy, polega na tym, że spora część rolników nie uwzględnia takiej kalkulacji, bo ciągnik to on "MA", maszyny też "MA", a zboże przechowuje w stodole. Nie wydał na to pieniędzy, bo to ojciec kupował i stawiał. Tak się to "kula" do momentu kiedy ciągnik zdechnie, maszyna przerdzewieje, a stodoła zawali. Nie stosuj takiej retoryki. Nie wiesz czego chce i pragnę. To są Twoje przemyślenia nie poparte żadną moją deklaracją. Z moich słów "Uważam po prostu, że gospodarstwo rolne to jest zajęcie dla rodziny - jednocześnie miejsce do życia i pracy.", nie da się wyciągnąć takich wniosków.
-
@ziomster nie bądź taki pewny. Świat już pomału zaczyna rozumieć, że wielkie nie jest piękne. Wszystko, co jest rozproszone jest odporniejsze na wszelkiego rodzaju szoki - rozproszone dane, rozproszone sieci, rozproszeni producenci energii (wiatraki, fotowoltaika, pompy ciepła), rozproszona produkcja (poddostawcy), banki, piekarnie i wiele innych, nawet rozproszone wojsko (i nie pytaj dlaczego, bo tu nie ma miejsca na tłumaczenie, wystarczy powiedzieć "Orlen"). Wiele firm próbuje zdominować światowy rynek powiązany z rolnictwem - choćby Cargill czy Bayer, a największe gospodarstwa rolne mają po 10 000 000 ha. Już w tej chwili wprowadza się maszyny, które nie potrzebują człowieka. Chcesz stać się trybikiem w machinie korporacji, której albo się podporządkujesz albo nie będziesz miał co jeść? Widziałem już wiele i twierdzę, że każda gigantomania, kartele, monopole itd kończą się tak samo - rozpadem, a wcześniej inwigilacją, wyzyskiem, oszustwami, korupcją itp. W skali makro przykład Chin pokazał co to znaczy i wydaje się, że wyciągnięto z tego wnioski. Uważam po prostu, że gospodarstwo rolne to jest zajęcie dla rodziny - jednocześnie miejsce do życia i pracy. Z USA chyba się nie zrozumieliśmy. To co nazywasz optymalizacją kosztów jest iluzją. Zwiększając areał musisz zwiększyć park maszynowy (mocniejsze, szersze, szybsze) no chyba, że wystarczą te, co masz ale to oznacza, że miałeś je nieoptymalne do gospodarstwa przed powiększeniem. A to koszt, więc nie od razu osiągniesz zysk z powiększenia gospodarstwa. Nawet zmiana technologii (uproszczenia) to koszt. Liczyłem na przykład wprowadzenie nowych technologii uprawy i wyszło mi, że nie zwróci mi się inwestycja w ciągu 10-15 lat. I czego byś się nie czepił będzie taki sam efekt z prostego powodu - wydasz dzisiaj pieniądze na sprzęt w nadziei na zysk z przyszłości. W czasie, gdy wypadałoby zacząć liczyć te zyski technologia znów się zmieni w celu kolejnej "optymalizacji kosztów" bo głupcy, którzy ją zastosowali sprzedają produkty taniej niż ty. To jest wyścig szczurów i gonienie króliczka. Wszystkie zyski przejmą producenci sprzętu wraz z bankami. Nie wyjaśniłeś, a właściwie (przez użycie słów "gdy jest na rozsądnym poziomie") skomplikowałeś sprawę amortyzacji.
-
Nie wiem jak długo żyjesz, ale ja pamiętam czasy gdy 5ha wystarczało na utrzymanie rodziny. Mój wujek miał 21 ha i u niego pieniądze leżały w szufladzie, mógł sobie pozwolić kupić Warszawę i ciągnik jednego roku. Dzisiaj to samo gospodarstwo traktuje te 21 ha jako dodatek do pensji członków rodziny, bez których rodzina nie miałaby szans na utrzymanie. Jeden z moich sąsiadów ma około 80 ha i chlewnie na około 1000 szt. Poszedł w nakładczy, bo się finansowo nie spinał. Nie wiem czy rozmawiamy o tych samych Stanach 🙂 więc poczytaj proszę. Zwiększenie gospodarstw wpływa na zwiększenie zysku tylko jakiś czas, do momentu gdy wzrośnie średnia ich wielkość. Stopniowo spada jednostkowa cena produktu zgodnie z zasadą "im większy wolumen tym niższa cena". Wielu na tym forum może Ci opowiedzieć co się kiedyś dało kupić za tonę pszenicy, a co dziś. I tak jest w stanach. Mniejsze gospodarstwa mają problem ze zbytem (zbyt mały dostawca) uzyskują gorszą cenę, nie są w stanie odtwarzać stanu i spłacać kredytów. Są przejmowane przez banki i wystawiane na licytacje. Nie bardzo rozumiem jak można nie przejmować się "amortyzacją"? Byłbym zobowiązany gdybyś to wyjaśnił. Normalniej? Czyli co? 50 gospodarstw w kraju? Mam tu takich "baorów". Nie tędy droga.
-
Argument o chęci zarabiania coraz więcej jest złudny. Od wielu dziesięcioleci trwa w USA konsolidacja gospodarstw w coraz większe. Oczywiście, statystycznie rzecz ujmując, liczba upadków gospodarstw się zmniejsza (a jakże by inaczej), ale one wciąż upadają. Jak to więc możliwe? Ano możliwe, bo proporcjonalnie rośnie produkcja takiego gospodarstwa, ale nieproporcjonalnie zysk. Dąży się bowiem do tego, żeby niezależnie od wielkości gospodarstwo było w stanie utrzymać jedną rodzinę więc czy masz 1000 akrów czy 10 000 możesz się zadowolić mniej więcej tym samym zyskiem. To samo czeka nas jeśli nie przeciwstawimy się nadmiernej konsolidacji i korporacjom. Moim zdaniem błędnie uznano, że produkty rolne powinny podlegać takiej samej grze rynkowej jak złoto czy akcje. Na podstawie zupełnie oderwanych od rzeczywistości ocen przyszłego plonowania, grupy kapitału spekulują produktami rolnymi jak ropą, huśtając cenami w dramatyczny sposób. Produkcja w Rosji na przykład została zweryfikowana o bodaj kilkanaście mln ton (drobiazg), a reakcja rynku żadna. Nagle cena świń z wieloletniego dołka na wieloletnią górkę. Ku..wa, ktoś rozumie o co tu chodzi poza realizacją zysków spekulantów? Rynek żywności ma ograniczone (i malejące) zdolności produkcyjne. Degradujemy środowisko (jaskrawy przykład Australii) i plony będą spadać, a koszt ich wytworzenia rosnąć. Górka produkcji w jednym roku jest więc po to, by zasypać dołek w innym, a producentom chodzi o stabilność cen i tym, którzy kupują też. To trzeba poważnie przemyśleć, bo bez smartfona, zmywarki czy samochodu da się przeżyć, a bez jedzenia ni ciula.
-
Z miejsca trafia mnie szlag jak słyszę o takich zachowaniach sprzedających. Dziwię się też, że ktoś oferujący takie ceny nie dostał jeszcze wpie..ol. No rzesz kur... ogarnijcie się tfu, za przeproszeniem, rolnicy. W żniwa pszenica kosztuje 1500 zł i ta cena uwzględnia (jak powszechnie wiadomo) wszelkie prognozy produkcji rolnej wszystkich światowych jasnowidzów i giełd. Wszystko, co służy produkcji rolnej drożeje, tak samo zresztą jak koszty pracy, nieważne czy najemnej, czy własnej. Wszyscy ci, którzy ceny środków do produkcji podnoszą, tłumaczą się wzrostem kosztów tego samego, co dotyka również i rolnika. I nie da się z tym dyskutować (za wyjątkiem kilku złodziejskich państwowych spółek) bo jeśli kalkulacja jest przeprowadzona uczciwie, nie można żądać sprzedawania produktów i usług poniżej kosztów ich wytworzenia i kosztów własnych, bo inaczej szefowie narażają się na zarzut działania na szkodę firmy. Jeśli to rozumowanie jest logiczne to pojawia się pytanie: a to co takiego odróżnia rolnika od całej reszty, że jemu można zapłacić za ten sam produkt właściwie wedle uznania, niezależnie od kosztów wytworzenia. To pytanie można by też postawić inaczej. Dlaczego rolnik godzi się na cenę, która nie odpowiada wartości wytworzenia i stosownego zysku? Do diabła, jak wytłumaczyć tym nierozgarniętym, że jak pszenica jest w żniwa po X, to zimą albo na wiosnę nie może być X/2, bo koszt przechowywania jest od kilkunastu do kilkudziesięciu zł za tonę. Widzieliście jakiegoś właściciela elewatora, który przechowa pszenicę za darmo?! Ilu z tych pseudo-rolników liczy amortyzację maszyn, budynków, koszty pieniądza (kredytów), podatki i inne "drobiazgi" do kosztów wytworzenia, a po latach nie ma za co kupić albo wyremontować tego czy tamtego, w kilkanaście lat doprowadzając gospodarstwo do ruiny. Większość z takich dyletantów nie uwzględnia kosztów swojej pracy, ba, nawet nie umie jej wycenić. To śmieszne, bo jak pójdziesz pod sklep, gdzie tacy "rolnicy" z nudów stoją z butelką piwa i zaproponujesz 50 zeta za pół godziny pomocy przy rozładunku nawozów, to się kur..a obrażają. Nie sposób też pominąć faktu, że marża w takich wyliczeniach nie istnieje. Dla większości firm wynosi ona około 20% i jest mocno uzależniona od szybkości z jaką obraca się produktami. Są firmy handlujące FMCG, gdzie wystarczy marża kilku procent, gdy obraca się towarem kilka razy w miesiącu. Jednak rolnictwo to jest (w olbrzymiej większości) produkcja dóbr z cyklem raz do roku!!! Czyli raz do roku zysk ze sprzedaży i to obciążony potężnym ryzykiem całkowicie niezależnym od rolnika. Nie będę się pchał w drobniejsze niuanse. Patrząc na ten biznes z perspektywy własnych doświadczeń prowadzenia innych biznesów mogę powiedzieć tylko, że stworzenie gospodarstwa (miejsca pracy) o powierzchni 50 ha to koszt około 5-6 mln zł. Takie gospodarstwo przyniesie rocznie około 150-200 tyś zł zysku średnio rocznie. Znajdźcie mi durnia, który wyłoży takie pieniądze w zamian za zysk na poziomie 3% rocznie, który na dodatek sam musi w nim zapieprzać od rana do wieczora? Mój apel - jak widzicie rolników, którzy za bezcen sprzedają najważniejsze na tym świecie produkty, to wytłumaczcie im grzecznie nie przebierając w słowach, jakimi są idiotami. A moja refleksja - wy***przać z dopłatami, bo "miasto" uważa, że my dostajemy w ch..j pieniędzy i jeszcze drzemy mordę. Żywność musi być droższa, bo nikt jej nie szanuje, tak jak nas.
-
Przestań pierd... Kredyty, które są obecnie brane przez ludzi są kredytami na "przeżycie", chwilówkami, którymi ratuje się budżet domowy. T nie są kredyty inwestycyjne lub pro-gospodarcze, na których powinno nam zależeć. To zapowiada kolejny etap kryzysu, którego według PiS nie ma. Moderator, wypierd... stąd tego durnia, bo nie da się słuchać tej pisowskiej logiki, a poza tym śmieci temat.
-
Zanim zaczniesz nawoływać innych do zaczerpnięcia wiedzy sam troszkę poczytaj. Szanowny kolego, zacznijmy od tego, że oprócz samej inflacji ważne są też wysokości stóp procentowych. To się nazywa realne stopy procentowe. One w tej chwili wynoszą około - 10% (minus 10%!!!). Innymi słowy państwo (razem z bankami) wali nas w rogi, bo siła nabywcza każdej zgromadzonej na koncie kwoty maleje. Tak państwo okrada obywateli z oszczędności. Każdy kto ma choć trochę rozumu widzi, że ceny większości produktów nie spadają lecz stale rosną lub za chwilę (z powodu wzrostu cen energii, usług, kosztów pracy itd) będą rosły. Jeśli więc musisz coś kupić, to kupujesz to teraz bo to jest sposób na uniknięcie strat. Nie będę się znęcał, ale kompletnie nie rozumiesz co piszesz i na dodatek posługujesz się danymi z "Wiadomości" TVPiS. Gdybyś zapytał swoich rodziców dowiedziałbyś się, że to jest sytuacja podobna do czasów schyłkowego PRL i początków transformacji - jak ludzie brali wypłatę to natychmiast biegli by większość z niej wydać, bo na koniec miesiąca można było za nią kupić znaczniej mniej niż na początku. To co palnąłeś o kredytach nawet nie chce mi się komentować. Następny geniusz. Ty, gościu, pieniądze to ty dostałeś od podatników, nie od jarusia. No i w końcu wiemy kto wysyła kwiaty na grób brata, bo przecież nie on sam. Obrzydliwe jest to wiernopoddaństwo.
-
No właśnie. Nad edukacją ekonomiczną znacznej części społeczeństwa można siąść, zapłakać i otrzeć gębę. Przy inflacji prawie 18% rok do roku aby ceny zaczęły spadać inflacja nagle musiałaby się zatrzymać i w ciągu roku spaść do poziomu mniej więcej minus 15%. Daje to około 33%, czyli mniej więcej 3 % miesięcznie!! O ile wszelkie kryzysy wybuchają zazwyczaj gwałtownie (nasza inflacja wzrosła od około 4% do 18% w trochę ponad rok), o tyle powrót do normalności trwa latami.
-
Wymiana tulei cylindrowych w 1104-44T
Pszkot odpowiedział(a) na Pszkot temat w Massey Ferguson Seria 42XX-43XX-62XX-82XX oraz x4xx
Przyszło mi to do głowy zwłaszcza, że mój drugi ciągnik miał taki przypadek. Było już za ciemno żeby to sprawdzić. Sprawdzę to. Dzięki. -
Wymiana tulei cylindrowych w 1104-44T
Pszkot odpowiedział(a) na Pszkot temat w Massey Ferguson Seria 42XX-43XX-62XX-82XX oraz x4xx
Zanim zadam pytanie opiszę sytuację (ciąg dalszy) naprawy silnika. W opisanym przeze mnie silniku wszystko wskazywało na zużycie w stopniu wymagającym kompletnego remontu. Stracił moc, dymił na biało/niebiesko, turbina pluła olejem. Rozebrałem silnik do stopnia umożliwiającego weryfikacje stanu części bez rozpoławiania. Na początek poszły wtryski - lały. Do regeneracji poszła pompa wtryskowa (Lukas DP210). Okazało się, że naprawa nastąpiła w ostatnim momencie i jeszcze trochę brakowało by coś tam się rozleciało i narobiło szkód, które skutkowałyby wymianą pompy na nową. Po oględzinach tłoków i pierścieni konieczna była wymiana pierścieni, bo powierzchnie wszystkich pierścieni uszczelniających (pierwszych) była popękana lub już złuszczona, a luz na zamku olejowego prawie 0,5 mm. Tłoki w dobrym stanie. Gładź cylindrów z bardzo dobrze widocznym honowaniem, brak rys i brak nawet najmniejszego progu. Do wymiany poszły pierścienie i panewki korbowodowe. W głowicy wymieniono uszczelniacze, wykonano szlif, zrobiono docieranie zaworów. Turbina została oddana do regeneracji. Złożyłem wszystko do kupy. Odpaliłem silnik, złapał szybko, pracuje równo. Z odmy nic się nie wydobywa. Silnik nie dymi (za wyjątkiem odpalenia i depnięcia). Popracował na razie jakieś 20-30 minut więc nie było czasu na więcej obserwacji. I teraz pytanie: Z turbiny po stronie zimnej cieknie pomału olej, więc czy ktoś ma pomysł co może być tego przyczyną? Skończyły mi się pomysły. -
Wymiana tulei cylindrowych w 1104-44T
Pszkot odpowiedział(a) na Pszkot temat w Massey Ferguson Seria 42XX-43XX-62XX-82XX oraz x4xx
Dziękuję wszystkim za uwagi. Niestety nie pojawiła się najistotniejsza informacja związana z naprawą tego typu silnika i trudno się dziwić, bo mnogość rozwiązań i pomysłów inżynierów na ułatwienie sobie życia a utrudnienie go innym jest zadziwiająca. Można by powiedzieć, że przyświeca im cel - maszyna ma być łatwa w produkcji, ale trudna (kosztowna) w naprawie. Musiałem sam trochę pogrzebać, wybebeszyć to i owo, a potem poprzeglądać dokumentację i popytać żeby się dowiedzieć, że ten typ silnika (seria Perkins 1104) NIE MA WYMIENNYCH TULEI. Owszem jest coś takiego jak tuleja wciskana w blok silnika, ale w sprzedaży jest to tuleja surowa, niehonowana. Naprawa tulei tego silnika polega na wykonaniu I-go lub II-go szlifu, a gdy z powodu uszkodzeń tulei nie ma możliwości wykonania szlifu, uszkodzoną tuleję wywala się, obsadza surową tuleję i obrabia (też honuje) ją do rozmiaru nominalnego. No i w pizdu wylądował i cały misterny plan też w pizdu... Trzeba rozpoławiać, wybebeszyć blok i wieźć do szlifowania. Jak się dowiedziałem koszt około 600 zł.
