W zeszłym roku spotkałem kolegę że szkoły średniej z którym nie widziałem się 33 lata. Opowiadał mi o gościu który kupił u nich zabudowania po innych bardzo fajnych dziadkach, emerytowanych nauczycialach. Nowy. właścicielem został emerytowany szef powiatowej drogówki gdzieś z mazowieckiego. I zaczęła się maniana we wsi. Białe czapki można powiedzieć że miały stały punkt kontrolny niedaleko jego posiadłości. Kontrole z armir, weterynarii i ochrony środowiska poprostu mijały się na wiejskiej drodze. Zwłaszcza upodobał sobie najbliższego sąsiada, rolnik popadł w depresję i trafił do szpitala,było z nim naprawdę źle. Po roku gehenny wybawianie przyszło pewnej nocy z nieba, dosłownie. Zawył alarm a patrol który podjechał nic nie zauważył niepokojącego. Właściciel który przyjechał następnego dnia znalazł w salonie polny kamień, może 50kg oraz ogromne dziury w suficie oraz dachu. Policja strwierdziła że kamień spadł pionowo z góry, podejrzana była cała wieś ale jakoś nikt nic nie widział i nie słyszał. Za tydzień zaczeła schnąć cała roślinność na posesji i wokół, widok jak z wojny. Śledztwo nic nie wykazało,gość nie może znaleźć kogoś kto by od niego kupił a sam też wcale tam nie zagląda i we wsi wrócił spokój. Cud.