Pamiętam jeszcze jak za brzdąca mieliśmy konia, który służyl w lesie i dziadek, czy ojciec w pojedynkę przeprowadzali korekcję z kuciem, a to prosci ludzie byli. To byl dopiero majstersztyk. Noga na kolano, bez niczyjej pomocy, żadnego poskromu finezja robota, a ile k**ew przy tym leciało.Nie tam jakas głupia krowa zeby studia konczyc jak ci polecani przez kolegę ojciec zootechnik, syn magister weterynarii...i wielcy fachowcy bo raczke zestrugali, śmieszne.