Taka sytuacja. Lokalny sklepik. Wchodzi 11 letni chłopiec z sąsiedztwa, z tzw dobrej rodziny tj. własna działalność, luksusowa willa dobry samochód, a nawet dwa. Wyciąga z kieszeni pieniądze i prosi cebulę i paczkę dróżdży dla mamy. Potem sięga do drugiej i chce drożdżówki i colę dla taty i każe osobno policzyć. Takie i podobne sytuacje obserwuję także w większych supermarketach. Faceci miast czekać w domu pilnują żon przy zakupach. On po każdym włożeniu produktu przez nią do koszyka, który uznał za zbyteczny mamrocze coś pod nosem, a ona błagalnym spojrzeniem prosi Zgódź się. Potem przy kasie on wyciąga kartę i płaci, no bo ona nie pracuje to nic nie ma, nie?
Musiałam!