No widzisz tracę już cierpliwośc i wiarę w Polskę. Działka przechodzi w rodzinie od jakichś 7 pokoleń z ojca na syna, stoi na niej dom, kiedyś (60-70 lat temu) byla cała zabudowa zagrodowa (chlewnie, stajnie i stodoła) i właśnie na fundamentach tej stodoły która nie istnieje od jakichś 30 lat chcemy wymurować dwa nieszczęsne budynki. NIe ma miejsca na narzędzia, na opał ,na samochód. Zaczęło się od tego, że z mężem zadzwoniłam do pani architekt i poprosiłam o zrobienie projektu garażu. Jak już wyciągnęłam miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego tak wszystko klapło. Dwa miesiące użerałam się z urzędnikami, a jak nikt nie chciał powiedzieć co konkretnie mam zrobić, wnieśliśmy zgłoszenie, aby mieć konretnie na piśmie co jest nie tak! No i się dopatrzyli, że działka rolna. Gdyby ktokolwiek w mojej rodzinie wiedział, że tak jest, po prostu postawilibyśmy te budynki. A teraz jest sprawa rozgrzebana, i d*pa zbita... Zgłosiłam się nawet do prawniczki o pomoc, ale sprawa stoi w miejscu od 4 miesięcy. Ponoć szukają geodety, który się tego podejmie, żeby wnieść wniosek o odbudowanie tej dawnej stodoły. Ale teraz z kolei nikt nie wie, jakie ona miała wymiary. I czy wogóle dostanę na to pozwolenie! Absurd goni absurd! Ziemia od kilkuset lat w rodzinie i nic nam nie wolno! 100 lat temu nikt się nie przejmował chorymi przepisami, chciał stodołę, to ją stawiał, ot co...