Dolaczam sie do dyskusji. Mam ogromny problem z dzierzawca. Odziedziczylam spadek na wsi. Umowa dzierzawy byla podpisana pare miesiecy przed smiercia na 10 lat. Nie ma w niej nic o opatach za wynajem gruntow. Jedynie ze musza oplacac podatki. Ziemia oddana byla w dzierzawe z powodu renty. To dziadkowi wystarczalo. Ustnie ustalili ze dorzuca jakies zoemniaki i pare groszy. Dziadek zmarl. Pierwszy rok faktycznie wszystko bylo w pozadku. Drugiego i trzeciego dostalam ponaglenie ze podatek nie zaplacony. O jakichkolwiek pieniadzach nie ma mowy. O ziemniakach tez. Wyslalm pismo polecone, ze zrywam z nimi umowe dzierzawy z wypowiedzeniem rocznym. Tak w umowie jest napisane, ze obiwiazuje mnie wypowiedzenie roczne. Po tym pismie, nie wyjechali na pole. Ziemia lezy ugorem. Czy w tej sytuacji moge zerwac umowe dzierzawy w trybie natychmiastowym? Prosze o porade, bo sama jestem laikiem w tej branzy.